…no i znowu w drodze.
Właściwie nawet nie pamiętam kiedy ostatnio nie byłem w drodze.
W sumie jest nieźle, siedzę, za oknem przecudny zachód słońca.
W szklaneczce krupnik, lód i cytryna, jest prąd w laptopie.
Czyli spoko.
Dziś chciałbym się z wami podzielić kolejnym
wygrzebanym na dysku zdjęciem. Zrobiłem je w Betlejem.
Wychodząc z kościoła zobaczyłem niezwykle starą,
pochyloną wieloma latami, siostrę zakonną w białym habicie
W prześwicie bramy słońce podświetliło jej ubranie
i nagle zalśniła jakby miała od razu pójść do nieba.
Nie wiem może to atmosfera tego miejsca.
Może to kwestia światła i lekkiego kaca.
Tak czy inaczej do dziś pamiętam te scenę.
Kilka miesięcy temu rozważałem (czy może raczej, rozważaliśmy na Pawlaczu)
czy ważniejsze jest dzieło, czy droga która do niego prowadziła.
Dylemat nie został rozwiązany. Znów spojrzałem na zdjęcie…
Kiedy patrzę na te przygięte czasem plecy w bieli, myślę o drodze.
O drodze tej kobiety do Boga, o tym że prawdopodobnie spędziła całe życie w habicie
i teraz otoczona przez bliskich patrzy wstecz i być może jest dumna z tej drogi.
Jerozolima daje doświadczenie niemal fizycznej obecności Boga,
a Ona być może żyła tu prawie całe życie…
A może wręcz przeciwnie naszły ją jednak wątpliwości?
Może poświęciła zbyt wiele dla mglistej idei Nieba.
Może żałuje że nie urodziła dziecka, i nie zna słodko-gorzkiego smaku macierzyństwa,
uczucia które jak sądzę nie da się porównać z niczym innym pod nieboskłonem z gwiazd.
Teraz jadę pociągiem Berlin – Warszawa Ekspres.
W przedziale restauracyjnym miks kultorowo narodowościowy.
Przede mną stare małżeństwo mówiące po francusku.
Następny stolik, to anglojęzyczni, w bok młodziaki szprechający po niemiecku.
Gdzieś z końca przedziału dochodzi rosyjski.
W takich chwila czuje jak wiele zmieniło się w tej części Europy przez ostatnie dwadzieścia lat.
W sumie jest nieźle, siedzę, za oknem przecudny zachód słońca.
W szklaneczce krupnik, lód i cytryna, jest prąd w laptopie.
Czyli spoko.
Dziś chciałbym się z wami podzielić kolejnym
wygrzebanym na dysku zdjęciem. Zrobiłem je w Betlejem.
Wychodząc z kościoła zobaczyłem niezwykle starą,
pochyloną wieloma latami, siostrę zakonną w białym habicie
W prześwicie bramy słońce podświetliło jej ubranie
i nagle zalśniła jakby miała od razu pójść do nieba.
Nie wiem może to atmosfera tego miejsca.
Może to kwestia światła i lekkiego kaca.
Tak czy inaczej do dziś pamiętam te scenę.
Kilka miesięcy temu rozważałem (czy może raczej, rozważaliśmy na Pawlaczu)
czy ważniejsze jest dzieło, czy droga która do niego prowadziła.
Dylemat nie został rozwiązany. Znów spojrzałem na zdjęcie…
Kiedy patrzę na te przygięte czasem plecy w bieli, myślę o drodze.
O drodze tej kobiety do Boga, o tym że prawdopodobnie spędziła całe życie w habicie
i teraz otoczona przez bliskich patrzy wstecz i być może jest dumna z tej drogi.
Jerozolima daje doświadczenie niemal fizycznej obecności Boga,
a Ona być może żyła tu prawie całe życie…
A może wręcz przeciwnie naszły ją jednak wątpliwości?
Może poświęciła zbyt wiele dla mglistej idei Nieba.
Może żałuje że nie urodziła dziecka, i nie zna słodko-gorzkiego smaku macierzyństwa,
uczucia które jak sądzę nie da się porównać z niczym innym pod nieboskłonem z gwiazd.
Teraz jadę pociągiem Berlin – Warszawa Ekspres.
W przedziale restauracyjnym miks kultorowo narodowościowy.
Przede mną stare małżeństwo mówiące po francusku.
Następny stolik, to anglojęzyczni, w bok młodziaki szprechający po niemiecku.
Gdzieś z końca przedziału dochodzi rosyjski.
W takich chwila czuje jak wiele zmieniło się w tej części Europy przez ostatnie dwadzieścia lat.
Droga jest ważna.
Tylko jak to zrobić, by życie nie przemknęło jak Shinkansen…
Tylko jak to zrobić, by życie nie przemknęło jak Shinkansen…
A900
No no Rafałku ładne zdjecie,biedny tułaczu kiedy wreszcie odpoczniesz,myślę że w kolekcji masz jeszcze niejedno fajne zdjątko Pozdrawiam Janusz
OdpowiedzUsuńale nastrojowe to zdjęcie.....
OdpowiedzUsuń