środa, 3 sierpnia 2011

Kamienie, po prostu.

Sharon Stone, po polsku szary kamień :), choć w rzeczywistości był czerwonawy.
Siedziałem sobie przez chwilkę, w maju, na plaży nad Zatoka Ryską.
Morze było gładkie niemal jak lustro.
W wielu miejscach z wody wystawały głazy.
Bezruch powietrza i bezruch wody skojarzył mi się
ze słynnym Stone Garden w świątyni Ryōan-ji.
Miałem ochotę już tak tam zostać i podobnie jak mnisi w Japonii
patrzeć na kamienie i zastanawiać się nad sensem.
Sensem czego?
No właśnie, może tego czy warto sfotografować te kamienie :)
Wróciłem ostatnio z sentymentu do lektury
kultowej książki Feiningera „Nauka o fotografii”
Przeczytałem w niej że:
„Pierwszym warunkiem wszelkiego powodzenia
jest interesowanie się fotografa motywem swego zdjęcia”

W sumie to naprawdę mądre zdanie.
Chyba kluczowe dla zrozumienia własnego stosunku do fotografii.
Poniżej mała podróż znad Zatoki Ryskiej w rejon Pacyfiku.






2 komentarze:

  1. Całkowicie się zgadzam z tym stwierdzeniem i w tym przypadku nie będę nawet próbował z nim polemizować :)

    P.S. Dziękuję za podlinkowanie, choć u mnie raczej ostatnio mało ciekawie i monotematycznie, tak też się u mnie dzieje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię jak polemizujesz, ale ciesze się że się zgadzasz :)

    OdpowiedzUsuń