czwartek, 21 lipca 2011

...20 lat temu.

Kiedy pod koniec lat osiemdziesiątych pożyczyłem od kolegi Smienę 7
nie podejrzewałem jeszcze że fotografowanie wejdzie mi w krew na dobre.
Gdy przypominam sobie jak z wypiekami na twarzy
czytałem książkę Andreasa Feiningera „Nauka o fotografowaniu”
jednocześnie niepokojąc się czy dobrze naświetliłem ostatnią rolkę filmu
i ustawiłem ostrość to…
brakuje mi trochę tego uczucia.
Zastanawiam się czy dzisiejszemu, cyfrowemu pokoleniu
towarzyszą podobne emocje przy wykonywaniu pierwszych zdjęć?
Czy to, że wynik ustawień aparatu jest znany natychmiast
nie odbiera pewnej części emocji?
Z innej mańki, uważam że właśnie dzisiaj, dzięki digitalizacji
praktycznie całego procesu łatwiej jest osiągnąć zamierzone efekty
i realizować najdziksze pomysły.
Wstyd się przyznać ale nigdy nie byłem dobry w wywoływaniu odbitek,
nigdy nie byłem z nich zadowolony…
Jestem chyba zbytnim bałaganiarzem ekstrawertykiem,
ślęczenie nad odbitką zdecydowanie nie byłą moja domeną.
Na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć mnie, z początku lat dziewięćdziesiątych.
To chyba jedno z pierwszych zdjęć jakie zrobiłem po zakupie statywu :)
Miałem wtedy lichego Zenita ET - selenowy pomiar światła, dramatyczna matówka.
Zawsze mnie otrzącha jak ktoś mówi że Zenity to były dobre aparaty.
Moim zdaniem to był klasyczny przykład urządzenia które na chłopski rozum
 nie powinno działać a jednak mimo wszystko jakoś bez wpływu zaklęć działało.
Najfajniejszy sprzęt jaki wtedy miałem  spoczywał w kieszeni.
(to nie jest to o czym być może niektórzy pomyśleliJ)
Leningrad 4 -  światłomierz z komórką CDS i wizjerkiem, po prostu czad.
Zdjęcie zrobiłem nad Notecią przy przepompowni wody
do Zakładów Płyt Pilśniowych i Wiórowych w której pracowali
prawie wszyscy rodzice moich kumpli.
Nigdy nie zapomnę zapachu wieczornego powietrza nad rzeką:
 żywica – drewno – chemia – lakier
zmiksowane z zapachem wilgotnej ziemi, wody z rzeki i latem jeszcze siana.
Kiedyś przyjechałem do Czarnkowa wysiadłem z autobusu, wiatr powiał znad noteckich łąk.
Zaczerpnąłem pełne płuca powietrza i po cichu zanuciłem piosenkę Bruce'a Springsteena:

  "take a good look around
This is your hometown
This is your hometown
  This is your hometown."




12 komentarzy:

  1. W pierwszym momencie Cię nie poznałam :-)
    Ja się cieszę z digitalizacji bo w końcu mogłam zająć się taką fotografią jak chciałam, a nie uwiecznianiem kolejnych imienin u cioci czy innych "ważnych" wydarzeń rodzinnych. Rodzice nie chcieli finansować moich eksperymentów fotograficznych, a moje środki były na to zbyt szczupłe. Fotografia cyfrowa znacznie ten problem zmniejszyła, a na dodatek sama mogę finansować swoje eksperymenty ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam jak kiedyś postanowiłem sobie ze będę robił jedną rolkę filmu tygodniowo,
    ale po jakimś czasie zrezygnowałem bo nie miałem forsy na odbitki…
    Pozdrowienia Vena!

    OdpowiedzUsuń
  3. Od czego by tu zacząć, bo jest naprawdę ciekawie...

    Powiem tak.

    1)Zaczynałem od Zenita TTL i trzeba przyznać tej marce jedno. To pancerny aparat którego "nie można w całości zepsuć, ani w całości naprawić" (opinia znajomego z pewnego forum). Zenit cudem techniki może nie był, matówkę miał ciemną a w wizjerze widać było ok. 60 procent kadru, ale dało się nim robić zdjęcia, szczególnie gry trafiło się na dobrą sztukę (czyt.złożoną w fabryce przez kogoś kto nie miał za sobą ciężkiego weekendu zakrapianego ruską wódką). Poza tym lubi rwać filmy, ale taki kompletnie zły nie jest. Sam czasem używam go nawet dziś - chodzi dobrze nawet przy temperaturze -25 stopni. Mało która, współczesna elektronika wytrzymuje takie warunki bez narażania jej na szwank.

    2)Niestety, coraz większe rzesze młodych ludzi ze sprzętem za parę tysięcy strzela na oślep, ograniczając się do funkcji auto. programów typu "portret" czy "krajobraz" lub priorytetu przesłony. Po prostu ma wyjść i być na zaraz...a jak nie wyjdzie to zrobi się 100 kolejnych i wybierze najładniejsze, bo karta ma ileśtam GB i na pewno się zmieści. Niestety, widzę to po swoich rówieśnikach.

    Sam z uporem większym od przysłowiowego osła robię analogowo. Dla mnie to jest po prostu wspaniałe. Gdy na odbitce zaczyna pojawiać się obraz i mam w rękach fajne zdjęcie, cieszę się jak małe, 24-letnie dziecko, które zrobiło wszystko same. Od motywu, przez kadr, ostrość, ustawienie ekspozycji, wywołanie, suszenie, powiększenie. Z pewnością brakowałoby mi tego przy aparacie cyfrowym i mam nadzieję że materiały analogowe będą produkowane zawsze.

    Poza tym mieć w ręce zdjęcie z prawdziwego papieru (a nie jakiegośtam plastiku) czy usiąść z rodziną na kanapie przy zacinającym się rzutniku czy hałaśliwym projektorze to rzeczy których cyfra w pełni nie zastąpi. Wiem że można użyć sprzętu cyfrowego do takiej projekcji, ale czy nie będzie wtedy brakować uczucia niepewności i lekkiej ekscytacji typu "oby nie zerwała się taśma" ? :)

    3)Jeśli o powiększeniach mowa...nawet prosty powiększalnik ma bardzo duże możliwości i przy odrobinie wprawy można czynić cuda i osiągnąć zamierzony efekt. Zabawa kątem miecha, wycinkiem kadru, filtracją, przysłanianiem ręką podczas naświetlania, ustawianiem różnych kontrastów, tonowanie to nie wszystko. O dobieraniu kombinacji wywoływacz-negatyw i sposobie wywoływania (temperatura, mieszanie, rozcieńczenie...) też nie wspomnę, można o tym encyklopedię pisać - bardzo dobre są książki Cypriana, Pękosławskiego, Kreysera, Dederki czy Klimeckiego, istna skarbnica wiedzy :)

    P.S. Leningrad 4 to selen. Wizjer i komórkę CdS miał Leningrad 6, to jedyny model tego światłomierza na baterie. Mam i bardzo sobie chwalę :)

    P.S II. Przepraszam za ogólny chaos wypowiedzi, spałem dzisiaj 3 godziny, robiłem odbitki. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czołem
      Sądzę, że Rafał miał na myśli Swierdłowsk 4 - CdS i z lunetką. Genialny światłomierz - sam go używałem, dopóki mi go nie skradziono.

      Usuń
  4. Hej. U mnie było tak, że jak pojawiły się cyfrowe sprzęty, to myślałem o tym - jak bardzo zajebiaszczo by było coś takiego mieć. Teraz mam i... nadal strzelam na zwojowym równolegle z cyfrą. Najfajniejsze jest to, że dzięki różnorodności sprzętu, mogę zawsze dopasować się do sytuacji. Mogę zaplanować, że sesje X zrobię Alfą i Planar'em. Na sesję Y zabieram Kiev'a załadowanego Deltą z doczepionym Sonnar'em. Sesję Z, którą będę wykonywał w górach wykonam NEX'em i 18-55. Niech mi ktoś jeszcze powie, że się nie da...
    Pozdrawiam ;)

    Deviant

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam. Fantastyczny blog, jestem tutaj przypadkiem, ale już zostaję jego obserwatorem. Ja z fotografią zaczynam, więc nie ukrywam-liczę na wskazówki :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się, zenity to była lichota, co zresztą nie przeszkodziło mi kiedyś zrobić jednym z nich (pożyczonym) całkiem udanej dokumentacji pałacu w Margońskiej wsi. Tym niemniej jako posiadacz zorki 4 miałem wrażenie, że zenit przy niej to furmanka przy promie kosmicznym. Stop, zagalopowałem się, furmanka przy MIGu 29 :-) Pamiętam że rozmawiałem kiedyś z serwisantem na temat modyfikacji migawki w modelu zenita, gdzie pojawiły się czasy 1/15 i 1/8s i często wysiadały. Zacytuję z pamięci "z technicznego punktu widzenia to dodanie ajzola do istniejącej konstrukcji" Widać słowo "opóźniacz migawki" było nieadekwatne...

    OdpowiedzUsuń
  7. hello
    Zagoniony ostatnio jestem jak koń na Wielkiej Pardubickiej.
    Od zeszłego poniedziałku byłem osiem dni poza domem…

    Widzę że ten wspominkowy post wzbudził spore zainteresowanie.
    Po pierwsze dziękuję Wam wszystkim za komentarze.

    Gustaw, nie przepraszaj za to że się rozpisałeś, Twój wpis jest bardzo ciekawy.
    Co do światłomierza to oczywiście masz rację.
    Miałem oczywiście Leningrada 6 a nie 4, pamięć jest jednak zawodna.
    Chciałbym się jednak odnieść do punktu drugiego.
    W zasadzie masz rację co do stylu fotografowania przez młode pokolenie.
    Fotografuje się nieco za dużo, trochę za mało myśląc, z nadmierną wiarą w Photoshopa.
    Z drugiej jednak strony prowadzę sporo warsztatów fotograficznych (cyfrowych)
    i przede wszystkim widzę że ludzie bardzo chcą się uczyć, są dociekliwi, pytają, słuchają…
    Uczą się.
    Widzę że robią postępy.
    W każdym większym mieście są kursy fotografii,
    czyli zapotrzebowanie społeczne na naukę jest.
    Osobiście bardzo lubię twoje zdjęcia i cieszę się że są tacy młodzi, „non-digital” ludzie.

    Ryszardzie, no właśnie o równowagę chodzi, używasz i cyfry i analoga, i jedno i drugie Cię cieszy.
    …i to jest fajowskie. Osobiście nie znoszę ekstrem izmów „tylko cyfra ma sens” albo tylko analog ma dusze i szlachetność”

    Pozdrawiam serdecznie i witam Weronikę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. To cieszy. Sam chodziłem na fakultety z "projektowania graficznego i fotografii cyfrowej" w ramach uczelni i chętni faktycznie byli. Znalazł się nawet kolega, który wykopał z szafy Pentacona Sixa i nawet wiedział jaki typ filmu wchodzi do środka :)

    (Niestety, to nie do końca rzecz oczywista, spotkałem się kiedyś z pytaniem "Czy filmy się jeszcze produkuje i gdzie je można kupić?" lub "co się z takim filmem potem robi?")

    Chętni są też np. w klubie fotograficznym z Wągrowca z którym współpracuję i przyznać muszę że idzie im coraz lepiej, choć ich ciemnia wciąż świeci pustkami. Nie wyszła jedna odbitka, druga...sprzęt poszedł do kąta a sporo się namęczyłem by im go załatwić...

    Może faktycznie przyznam rację i przestanę generalizować, ale niestety Ci od fotografowania kwiatków, ciuszków, obiadów czy dziwacznych portretów w zbożu rzucają się w oczy najbardziej.

    Gdyby się uprzeć, nie jestem taki do końca non-digital - skanuję cyfrowo negatywy, odbitki a wszystkie moje fotografie otworkowe są skanowane, odwracane na pozytyw (z puszki wyciągam zawsze negatyw na papierze), wyrówównywane, kadrowane i ewentualnie retuszowane (gdy są na nich paprochy) w Gimpie.
    Jako że teraz wziąłem się za "szesnastkę" i nie mam jeszcze projektora pod ten format, pomyślałem że będę także "ucyfrawiał" i montował przyszłe filmy komputerowo - trzeba korzystać z dorobku cywilizacji, bo przy ortodoksyjnym trzymaniu się fotografii analogowej (nawet otworkowej) można zbankrutować (chociażby na chemii czy stykówkach) :)

    Jednak gdy uzbieram kiedyś na jakiś dobry projektor (póki co musiałem zapłacić za 420m ORWO...) w przyzwoitym stanie, z pewnością przerzucę się na montaż analogowy.

    P.S. Co komu leży, mi osobiście przeszkadzała Zorka. Mam jej pierwszy model, przywieziony przez babcię w 1956 do Polski... i leży na półce. Nie przekonuje mnie paralaksa i miniaturowy dalmierz wymagający (jak dla mnie sporego wysiłku). Do dzisiaj wkurza mnie też filozofia ładowania filmu do tego aparatu ;) Zawsze wolałem Zenita...choć może mówię tak dlatego, że do tej pory trafiałem na udane egzemplarze tego aparatu.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Gustaw, generalizowanie nigdy nie prowadziło do dobrych sytuacji.
    ...co do Twojego post scriptum to mam podobne zdanie jak Miłosz (Zorki4)
    Zorki i Fedy miały znacznie bardziej finezyjną budowę mechaniczną,
    choćby migawka która biła na głowę tę z Zenita,
    oczywiście Zenit z kolei dawał możliwość patrzenia przez obiektyw,
    czy fotografowania z bardzo bliska.
    Z innej strony przez Zenita nieomal nie porzuciłem przygody z fotografią
    ponieważ średnio co trzecie zdjęcie było nieostre.
    Na tej ciemnej matówce bez klinów, chłopakowi z lekką wadą wzroku naprawdę nie było łatwo ustawić ostrości…

    PS. Podobają mi się Twoje nieobiektywne prace. Tak trzymaj! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Gustaw, pozwoliłem sobie dodać Twój nieobiektywny blog na moją listę "Warto wejść"
    Pozdrawiam
    Raf.

    OdpowiedzUsuń
  11. Te same drzwi bez Rafała 20 lat później, z przedwczoraj prawie: https://picasaweb.google.com/109267902226808627959/SpYwKajakowyNotecia07082011#5639183072100782274

    OdpowiedzUsuń