wtorek, 3 lipca 2018

Życie, dzień kolejny

Tak więc wsiadłem do Warsa,
pod powiekami piasek, cztery godziny snu to jednak dla mnie za mało.
Biorę kawę.
W głowie pełno myśli, o przyjaciołach, o Jarku który odszedł zdecydowanie za szybko,
o ulotności tego wszystkiego, co szumnie nazywamy życiem.
To był wyjątkowo porządny i ludzki człowiek. Mało już takich zostało...
Myślę o żonie i Leszku, którzy dzisiaj muszą się udać w drogę i to wcale nie na wakacje...
Myślę o tym, że czasami czuję się jak na wielkiej próbie w teatrze
z wyjątkowo obszerną scenografią i obsadą... i w związku z tym nic nie jest prawdziwe.
Patrzę w okno Warsa jak w telewizor.
Myślę jeszcze o wczorajszych rozmowach na wernisażu, pięknej, wysmakowanej fotografii
Macieja Mańkowskiego, która jest stuprocentową kreacją rzeczywistości.
Pomyślałem, że jeżeli traktujemy fotografię po prostu jako sztukę wizualną
to obrazy, które widziałem wczoraj na ścianach są tej sztuki kwintesencją.
Szedłem wczoraj do domu niezbyt późnym wieczorem przez niemal pusty plac Ratajskiego,
dalej Mielżyńskiego obok Okrąglaka. Pusto, studenci wyjechali, mieszkańcy w kapciach oglądają piłkę nożną.
Słońce malowało kolorami architekturę. Piękna prowincja.
Dziś jednak trzeba stawić czoło rzeczywistości, dopić kawę i otrząsnąć się z sentymentalizmu...


Wczoraj wieczorem z A7R i starego Jupitera 35mm
  ...z ostatniej chwili z RX100

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz